Jak głosi legenda w początkach wieku XV bezbożni husyci wtargnęli przez Śląsk aż na Jasną Górę, gdzie zakonników pomordowawszy, obraz najświętszy skraść chcieli. Byliby rychło ikonę wywieźli, na wóz uprzednio ją zapakowawszy. Wszelako nie podobało się Czarnej Madonnie być wiezioną tego dnia na wozie drabiniastym, toteż wstrzymała nieszczęśnikom konie tak skutecznie, że te – choć srodze batożone – nie chciały postąpić ni kroku. W porywie wściekłości jeden z nieszczęśników cisnął obrazem o częstochowską ziemię. Obraz pękł był na trzy części, ale Najświętsza Panienka ostała w kawałku, kpiąc szyderczo z bezsilnych poczynań bluźniercy. Na to nadszedł drugi i szablą w prawy policzek cios jej wymierzył. I tu żarty się skończyły. Pierwszy mocą cudowną rozszarpany został na strzępy, drugiemu ręka uschła, inni potracili wzrok lub trupem padli na świętym wzgórzu.
Jesienią 2007 roku w maleńkiej wiosce na południu kraju ustała dostawa prądu. Zamilkł telewizor, wygasł monitor przenośnego komputera, domownicy zostali skazani na blade światło świecy i własne towarzystwo. W sypialni rodziców u wezgłowia łóżka leżał obrazek. CZĘŚĆ CZWARTA – TAJEMNICE CHWALEBNE, Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Mówił ojciec.
Pod koniec lat 60. – wedle relacji dziadka – śmiałek o przezwisku Bacanowski przedsięwziął kopanie studni. A był to spec nad spece. Z pomocą prymitywnych narzędzi (kilof, łopata, wiadro ze sznurem) dokopał się na głębokość 24 metrów. Stojąc na mokrym dnie, wyczekiwał teraz betonowych kręgów opuszczanych przez stojących na powierzchni. Nieszczęsna konstrukcja wykonała niekontrolowany obrót wokół własnej osi, uderzając o wewnętrzne ściany podziemnego tunelu. Niezbrojony beton pękł. Ziemia runęła z impetem, zasypując Bacanowskiego po szyję. Mężczyźni rozbiegli się. Przyszły kobiety od spraw beznadziejnych. Zamiast łopat przyniosły różańce i święte obrazki. „Najświętsza Panienko, módl się za nami...”. Na oblepioną błotnistą gliną głowę Bacanowskiego – który klął wniebogłosy – posypał się deszcz dewocjonaliów. Nigdy wcześniej ani później ciskana o ziemię Madonna nie usłyszała tak konstruktywnej krytyki. Ktoś posłał po Michalika. Dotarłszy na miejsce, chłop wycenił własną głowę na ćwiartkę spirytusu, którą posłusznie dostarczono. Jednym haustem opróżnił zawartość, rozgonił kobiety i zszedł po linie w ciemność. Bryłka za bryłką ciało zasypanego odzyskiwało swobodę ruchu. W końcu wyłoniło się na powierzchni. Tamtego dnia Bacanowski postanowił odpocząć. Nazajutrz wrócił. Zastąpił betonowe kręgi staromodną podmurówką i zakończył dzieło. Nie doliczył ani grosza.
Do dziś studnia jest najgłębszą w całej okolicy. Babka pozbierała ocalałe obrazki. Bacanowski zmarł wiele lat później śmiercią naturalną.
Autor tekstu: Dariusz Mężyk
Autor zdjęcia: Hanka Kostrzewska